Nigdy w życiu w mediach społecznościowych

Nigdy w życiu!  Ile razy wypowiedziałam to zdanie, nie zliczę. Ile razy głosiłam, że nigdy w życiu nie będę miała profilu w mediach społecznościowych, nie zliczę. I w tym postanowieniu trwałam długo. Bardzo długo. Wierna swoim przekonaniom i teorii, że bez Facebooka (FB) czy Instagrama (IG) da się żyć, no bo w końcu żyłam – anonimowo i niezauważalnie poza światem cyfrowym.

Porzuciłam swoje przekonania, dojrzałam do zmiany, przyznaję, dla mnie rewolucyjnej. W myśl powiedzenia „tylko krowa nie zmienia poglądów” – zmieniłam i czuję się z tym bardzo dobrze.
Od roku moje życie z „nigdy w social mediach” zmieniło się na „chłoń i doświadczaj”. Pamiętam, jak z palpitacją serca i przerażeniem, ale jednocześnie z pewną dozą ekscytacji wchodziłam w nową dla mnie przestrzeń. Jak z rumieńcem zakładałam konto. I jeszcze to targowanie się ze sobą, nieustająco fruwające pytania i wątpliwości: „czy na pewno chcę się ujawniać?”, „po co mi to?”, „czy dam radę?”, „ile mnie to będzie kosztowało?” czy „a może jednak nie warto?”. Towarzyszyła mi obawa przed oceną czy krytyką i lęk, że tego po prostu nie ogarnę (bo musicie wiedzieć, że analfabetyzm techniczny u mnie króluje). Jednak od czego ma się koła ratunkowe – dzieci, przyjaciółki, koleżanki, które wspierały w pokonywaniu kolejnych poziomów wtajemniczenia. Uczyłam się, co to jest rolka, relacja, post czy komentarz. Poznawałam podstawowe funkcje profilu, uczyłam się tworzyć, publikować i udostępniać treści. Szkoliłam się, aby nagrywać i montować krótkie filmiki czy rolki, które są pozytywnie odbierane i doceniane.

Pierwszy post, zdjęcie profilowe, pierwsze lajki i serduszka, łechtały moją próżność. Jak miło było przeczytać „piękna”, „śliczna” czy „przyciągasz dobrocią i urodą”. W ten sposób rozpoczęłam swoją przygodę medialną, która, przyznaję, wciąga. Dzięki FB odkurzyłam stare znajomości, doświadczyłam nowych oraz zaczęłam obserwować osoby, które mnie ciekawią, inspirują i zachwycają. Podoba mi się, że mam dostęp do bieżących informacji, wiedzy i cennych, mądrych ludzi, od których czerpię i się uczę. I to są dla mnie niezaprzeczalne korzyści.

Mój profil tworzę według własnego smaku, estetyki i potrzeb. Mój profil to ja, prawdziwa, autentyczna i bez filtrów. To emocje, które mi towarzyszą. To chwile, które doceniam.
To uśmiech, którym się dzielę. To inspiracje, które mnie ubogacają. To ludzie, którzy mnie otaczają i dmuchają w skrzydła. To książka, która niesie. To teatr, który uwrażliwia. To muzyka, która koi. To moja codzienność, którą decyduję się i chcę pokazać. To cała ja, bez kokieterii i przymilania się. Po prostu jestem kobietą, która w wieku przepięknym, 50-letnim, pokonuje swoje słabości i pisze swój publiczny pamiętnik, zbudowany z treści, którymi dzieli się ze światem.  Zdecydowanie częściej uśmiecham się do okazji, których nie brakuje. Jestem w mediach społecznościowych, aby w nich uczestniczyć i się rozwijać.

A rozwój, kreatywność, wychodzenie poza schematy jest wpisany we mnie i mój zawód, który wykonuję od wielu lat – doradca zawodowy. Teraz wiem, że jestem również bardziej wiarygodna dla swojego klienta, z którym rozmawiam o social mediach w sferze tworzenia swojej osobistej marki. Otworzyłam się, wyznając zasadę „lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało”. I nie żałuję, ponieważ od roku moje życie towarzyskie, edukacyjne i kulturalne po prostu eksplodowało. Jestem, uczestniczę, uczę się i działam w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami, które cenię. Wyznaję uczciwość, czyli rzetelną relację, a w razie błędu przyznaję się i wyciągam wnioski, praktykuję wiarygodność, aby nie manipulować rzeczywistością i szacunek wobec każdego użytkownika, tego miłego i niemiłego też. Dzisiaj już nie słyszę „nie mogę cię oznaczyć”, a na ciekawe wydarzenia reaguję w terminie. Tworzenie swojego profilu i osobistej marki sprawia mi ogromną przyjemność. I dochodzę do jeszcze jednego wniosku, że prowadzenie konta nie jest takie skomplikowane, jak myślałam. Tak, jestem z siebie dumna, że podjęłam się tego osobistego wyzwania i tzw. skok na główkę okazał się ekscytującą przygodą. Tak, radzę sobie w mediach społecznościowych, korzystam z nich chętnie i prawie codziennie. Dzięki FB, na którego myśl wzdrygałam się, weszłam w świat technologii, szkolę się i rozwijam swoje kompetencje cyfrowe. Tak po prostu, lubię social media i dobrze się bawię.

Z perspektywy roku oceniam, że zwlekałam stanowczo za długo, ponieważ zyskuję pozytywną energię, z tego co robię. To prawda, pokazuję czasem swoje życie prywatne, ale to ja ostatecznie stawiam granice i decyduję, czym będę dzielić się ze wszechświatem. Nie jestem narcyzem, ale schlebiają mi pozytywne komentarze. Kto ich nie lubi? Oczywiście, że każdy ma prawo do oceny mojego konta, ale jest ono moje, tylko moje i basta.

Kim jestem? 

Po prostu fajną babką, dobrą mamą, oddaną partnerką i przyjaciółką, która uczy się odpuszczać i dawać na luz; jestem także szczęśliwą posiadaczką konta na FB i IG, które wzbogaca mnie i moje życie. Oto szczera metamorfoza moich poglądów na temat mediów społecznościowych.

Ja już nie ograniczam swojego apetytu na życie, z odwagą poznaję siebie, a Ty…?

Życzę Tobie wiary, miłości, uśmiechu i zadbania o swój dobrostan – w Święta Bożego Narodzenia i na co dzień. 

Anetta Sidorowicz

Dziękuję, że przeczytałaś

Dziękuję, że przeczytałeś

Jestem Tobie wdzięczna 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *